poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Czas krokusów

wiosna, anno domini 2013 


Wiosna
Przyszła z daleka i z opóźnieniem, ale w końcu przyszła! Wraz z nią świat pokrył się paletą intensywnych i świeżych barw wzbogaconych słońcem. Od zieleni rodzących się do życia łąk, po kontrastującą z nimi biel topniejących śniegów, aż po błękit pogodnego nieba i cudownie kolorowe krokusy. Nadejście wiosny to powrót do normalnego życia - ciepło, słońce, długi dzień, spacery, rowery... i narciarskie ostatki. 











Sancho Pansa (giermek Don Kichota) na koniu Rosynant. Zdjęcie - Dulcynea z Toboso.
Miejsce - to oczywiście spalone słońcem stepy La Manchy (przed burzą w 1595 roku;-)
Ostatki
Wraz z pierwszą falą ciepła i budzącej się do życia zieleni, przyszła pora na ostatnie podrygi zimowej aktywności wykonywanej chyba głównie po to, aby z czystym sumieniem móc odwiesić narciarski sprzęt na kołek i zamienić go na kąpielówki.
Fatra
Którejś słonecznej niedzieli wyruszamy na wycieczkę na "szczyt" Wielkego-małego-Krywania (czyli Velky Krivan w Małej Fatrze, 1709 m). Ja strasznie marudzę, bo po pierwsze - jestem dotkliwie obolały po wczorajszej przejażdżce konnej a po drugie - w takich warunkach (nocny przymrozek i słoneczny poranek) powinno się być w Tatrach! Ale fatrzański śnieg okazuje się zaskakująco fajny, a zjazd po nim, mimo że króciutki, to całkiem przyjemny.  

Alpy
Dwa dni później meldujemy się Austriackich Alpach. Z rozkwitającej wiosną doliny teleportujemy się tunelem górskiej kolejki do zimowego świata lodowca Molltaler. Szeroki przegląd warunków pogodowych (od krótkiego deszczu, przez śnieg aż po pełną lampę) nie zmienia znacznie warunków śniegowych - idealnych rano (sztruks, menczester czy jak kto zwał), ale z typową dla tej pory roku tendencją do mięknięcia w południe. Opalamy się w słońcu "na pandy", śmigamy po perfekcyjnie przygotowanych trasach a słysząc jak w oddali huczą lawiny nawet nie myślimy o wyjściu gdzieś "poza". Wieczory mijają nam na rozmowach o scenach z życia krów i przygodach rolników;-) 
Udział wzięli: The Schaumann Team - Martin (powerboard & ski), Vojto, Vaco, Maro, Rado, Peto, Karin...no i ja...
Dlaczego jedna z okiennic nie pasuje do schematu?
Czyżby zatracił się legendarny "ordnung"?
alpejskie jodłowanie;-)

Tatry
Ostatnia w tym sezonie wycieczka odbywa się w rejon Durnego Szczytu. Człapiąc do Terinki znowu złorzeczę jak świat długi i szeroki, tym razem na moje foki, które napiwszy się wody z wiosennego śniegu stawiają taki opór, że przypomina mi się mit o Syzyfie beznadziejnie toczącym swoją skałę... Jestem tak wycieńczony, że postanawiam nigdzie dalej nie iść, natomiast ekipa decyduje się na żleb z Bachledowej Szczerbiny i rusza beze mnie. Południowa wystawa, późna pora i wysoka temperatura budzą mój niepokój, a do tego po drugiej stronie doliny, gdzieś z Pośredniej Grani pada głośna lawina. Powodowany niepokojem ruszam w pośpiechu za wspinającą się grupką i niosąc narty na plecach jakoś ich doganiam. Osiągnąwszy zaledwie około 1/3 wysokości żlebu decydujemy się na odwrót, w tym samym czasie z bocznej odnogi schodzi zsuw ciężkiego i mokrego śniegu, powoli płynąc obok nas niczym płynna lawa. Z mocno uargumentowaną decyzją o wycofce, resztę dnia spędzamy spokojnie na rozkoszowaniu się słonkiem w bezpiecznym rejonie (Macaci Kotol). 
Dla mnie sezon kończy się tupotem w kroksikach po asfalcie krętej alejki z Hrebenioka i radlerkiem  wypitym w parku w T. Łomnicy, gdzie dźwięki motorków przypominają, że czas zmienił się już na letni;-)

Trochę wcześniejsza pamiątka z ostatnich mroźnych dni tej zimy:
23-24 marzec, Chopok, Rochacze i Zuberec (zaplecze zawodów Bokami Zapadnych Tatier ;-)


Polar expediton - biegun zimna Tatr Zachodnich - Brestova ~  -15°C









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz