sobota, 5 maja 2012

Moto eSKapada

maj, anno domini 2012 
Od Tatr po Fatrę 
Czyli druga część majówki tym razem "w siodle". Dwa dni z milionem zakrętów na ponad 800-iuset kilometrowej trasie przez jedne z najpiękniejszych dróg (i bezdroży;-) Słowacji. 

Tam i siam...
Z Krakowa wcześnie rano wyjeżdżamy z Hubertem w stronę Zako. Dokładam wszelkich starań, by ominąć sławetną zakopiankę, dlatego kierujemy się na  Spytkowice, potem Czarny Dunajec a potem Dzianisz. Oprócz inauguracyjnej stówki, są to moje pierwsze kilometry w tym sezonie, w dodatku po Ukrainie jestem śpiący jak diabli, dlatego jedzie mi się jakoś sztywno, motor nie bardzo chce się kłaść.. Ale wokół prześliczny, ciepły maj kwitnący soczystą zielenią i słonecznymi barwami, dlatego z uśmiechem rozglądam się wokoło i zasuwam do przodu połykając kilometry. Z okolic Butorowego Wierchu podziwiamy widok na Tatry i budzące się w słoneczny poranek Zakopane. Pogoda jest super, spać się chce, ale już jakoś mniej... 
W Zako czeka na nas śniadanie, a wraz z nim druga połowa naszej grupy - Waldek i Piotrek, a przed domem robi się jak na małym mini-zlocie;-)
Każdy na innej maszynie, ale jednak razem, przebijamy się przez zatłoczone Zako i kompletnie zapchaną samochodami stojącymi w kolejce do Morskiego Oka Łysą Polanę. Tuż za granicą  tłok ustaje jak ręką odjął. Zaglądamy na widokową polanę przy hotelu Kolovrat w Javorinie, tam ustalamy że wszystkim jedzie się dobrze a tempo jakimś cudem pasuje każdemu, mimo dużych różnic w możliwościach naszych motorków. Ruszamy dalej Drogą Swobody wokół Tatr Bielskich a potem Wysokich. Na dobrze wyprofilowanych i odsłoniętych zakrętach Piotrek pokazuje do czego służą ochraniacze na jego kolanach i szoruje nimi po asfalcie. Mam wtedy wrażenie jakby obok przelatywał odrzutowiec... Jednak na końcu każdego "OS-u" odrzutowiec czeka na nas uśmiechnięty, by z powrotem włączyć się do powolnego peletonu i poturlać się z nami aż do momentu kolejnego rozwinięcia skrzydeł;-)  


Objazd Tatr urozmaicamy sobie dodatkowo wycieczką doliną Czarnego Wagu (Čierny Vah) u podnóży Kralovoholskich Tatr. Na końcu doliny piknikujemy chwilę aby przeczekać krótką burzę, potem wracamy doliną z powrotem jadąc drogą, która schnie szybko w promieniach słońca. Przełęczą Ćertovica przebijamy się w poprzek łańcucha Tatr Niskich. Dalej czekają nas serpentyn drogi prowadzącej na Sturec (przez miasteczko Hermanec) z których pod koniec zbaczamy i kierujemy się na zielone łąki Čremošnanskiej przełęczy w Wielkiej Fatrze. Stąd piękny widok na zielone wzgórza Fatry Małej i Wielkiej, oraz w dół na zieloną równinę w której pośród żółtych pól rzepaku ulokowało się miasto Martin. W dół zjeżdżamy przez ładną, starą wioseczkę Čremošne, a potem kierujemy się do przepięknego, "złotego" miasteczka Kremnica. Stamtąd leśnymi bezdrożami w kierunku Bańskiej Stavnicy i Banskiego Studenca, gdzie czeka na nas Karin z lodówką pełną zapasów godnych prawdziwego gangu harlejowców... Wieczór mija nam przyjemnie przy grilu i piwku.  

"Rano" dzień zaczynamy od kąpieli w wyjątkowo ciepłym jak na tą porę roku (i jak na swoją nazwę) jeziorku Studeniec. Pomału zbieramy się do drogi, zmieniając naszą gospodynię w  pasażerkę czoperka;-) Wszyscy razem jedziemy do Levic, skąd Piotrek z Waldkiem ruszają dalej w kierunku Bratysławy, a my zaczynamy powrót. Trasa jest znowu zaskakująco ciekawa i ładna, Karin pokazuje nam miejsca w których aż chciałoby się stanąć na chwilę i nasycić się ich klimatem robiąc krótki piknik, ale program mamy napięty więc jedziemy dalej zwiedzić Banską Stiavnicę i kilka szmaragdowo zielonych jeziorek ukrytych w okolicznych lasach.
Jeszcze raz...
Tym razem przez  Żywiec, Szczyrk, Wisłę, bezdrożami w okolicach Istebnej i przez pomyłkę do Czech na chwilkę, za to z nieplanowaną ale fajną atrakcją po drodze - próbą zespołu Volosi grającego w Domu Trzech Narodów na przejściu Istebna - Jasnovice. Tym razem oprócz siedzenia "w siodle" dodatkowe atrakcje w postaci wycieczki w rejon Małej Fatry - Blatnicky Hrad i piękną Gaderską Doliną do Czarciej Bramy.  
Stecówka - nie wiem jak msze, ale widok z przed tego kościółka jest bardzo inspirujący.
Kuźnia krasnoludków;-)

Tym razem ofiarą piwnych lawin padających z okazji mistrzostw świata w hokeju
padła obsługa wyludnionego schroniska;-)
Zbocza Borisova

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz