środa, 11 stycznia 2012

Pałderowo-Pitztalowo

styczeń, anno domini 2012 
Powder alert: RED!
Mniej więcej od początku stycznia  zaczęły napływać zapowiedzi wyjątkowo intensywnych opadów śniegu przewidywanych w całych Alpach, z apogeum przypadającym akurat w trakcie długiego weekendu Trzech Króli. Decyzja o wyjeździe zapadła błyskawicznie, szybko też  ekipa z 4 osób rozrosła się do 8-miu. Nagle jednak sytuacja przestała wyglądać tak różowo, bo oczekiwany z utęsknieniem opad zaczął nosić znamiona katalkizmu!

Na przekór meteo
Informacje o utrudnieniach komunikacyjnych na Słowacji i w Austrii, miejscowościach w Alpach odciętych od świata przez śnieg i wiatr, zapowiedzi dalszych opadów oraz nadciągającego Orkanu urozmaiciła nam kilka dość nerwowych dni przed wyjazdem. Podejmując desperackie próby ucieczki przed pogodowym kataklizmem przerobiliśmy wszystkie alternatywne scenariusze by dojść do wniosku, że albo trzeba odpuścić, albo - mając na szali możliwe, że najlepszy warun w sezonie - zaryzykować i zapakować się w sam środek całej tej niepogodnej zawieruchy. Ostatecznie opcja "możliwe, że to najlepszy warun w sezonie" wygrywa i ruszamy w drogę! 


Jedziemy najpierw na Chopok, gdzie w piątek Trzech Króli zastajemy kilkanaście centów świeżego puchu, po którym ślizgamy się radośnie meandrując między choinkami. Ja w tej radości wyrywam wiązanie i przez chwilę robi się niewesoło. Jednak odkopawszy z pamięci analogiczną sytuację sprzed kilku sezonów znajduję speca z serwisu w hotelu Druzba, gdzie za 7€ dostaję 3 metalowe wkręty i obietnicę, że tego to już nie wyrwie nawet słoń;)   
Wieczorem ruszamy w Alpy z lekkim niepokojem, za to z radością, że w końcu udało się podjąć jakąś decyzję. 10h w aucie mija jak tortura łamania kołem ale za to bez niespodzianek na drodze. Z autostrady w Imst zjeżdżamy do doliny Pitztal wprost w objęcia pięknej śnieżnej zimy. Śniegu jest tyle, że obsypane czapami puchu drzewa chylą się nad wąską i krętą drogą pnącą się w górę doliny...jak po chwili się okazuje - zamkniętej. Jest jednak drugi wariant, na szczęście przejezdny i nim dostajemy się do Jerzens gdzie mamy spanie i część wyciągów. 


Dynamit na dzień dobry
Na parkingu pod Hochzeiger wita nas huk dynamitu detonowanego na lawiniastym zboczu leżącym ponad trasą. Taka pobudka mobilizuje nas by przełamać zmęczenie i senność. Wdziewamy nasz narciarski rynsztunek. Już za chwilę będzie nam dane odebrać piękną nagrodę za cały ten trud!
Z pierwszej gondolki przesiadamy się na kanapę, która wywożąc nas na 2450m daje łatwy dostęp do bardzo szerokich pól śnieżnych tuż pod wyciągiem. Tu zaczyna się nasz raj, który trwa łącznie 4 dni. Wieczorem przychodzi świeży opad, i rano nie widać już wczorajszych śladów, kolejny wieczór wygląda podobnie. Ostatniej nocy śnieg nie pada, za to rano odkopany zostaje jeden z wyciągów, który nie chodził dzień wcześniej. Dzięki temu wokół zachowały się całe hektary nietkniętych pól śnieżnych i genialny usłany poduchami las, ochrzczony przez nas mianem "Japonia";) 


Z dobrodziejstw Hochzeiger korzystamy bez chwili wytchnienia. Czasu szkoda na zdjęcia, czekanie na innych, nawet na sikanie. Poluzowane dla ulżenia nogom klamry butów zapinamy jeszcze na kanapie, spręż jest jak rzadko, mobilizacja pełna:) 


Z  uwagą i podziwem obserwujemy naszych kompanów: Kaśkę i Pawła, którzy "nie widząc przeszkód" wspólnie rozwijają swoją narciarską pasję dzięki swej ogromnej niezłomności i niczym niezachwianej wiary w ludzkie możliwości na przekór wszelkim trudnościom.


Po zamknięciu wyciągów znajdujemy drogę prowadzącą w dół przez las i łąki którymi zjeżdżamy pod sam dom odpinając narty po drugiej stronie drogi.   


Pitztal Regio...ale tylko troszkę.
W skład Pitztal Region wchodzi przede wszystkim - lodowiec Pitztalglacier i pobliski Rifflsee. 
Ponad lodowcem rozciąga się (podobno:) drugi najwyższy szczyt Austrii - Wildspitze, dostępny niedługą, dość prostą turą. Z Rifflsee pod stację gondolki schodzi też przepiękny żleb, którym prowadzi offpistowa routa i na który dłuugo patrzyłem z ogromną ochotą, ale... Rejony te zwykły jednak być zamknięte przy 5-tym stopniu zagrożenia lawinowego, który tym razem wylosowaliśmy. Mam jednak nadzieję, że jeszcze tu kiedyś o nich napiszę! 


Ostatni rejon objęty dość rozsądnym cenowo skipasem "Pitz Regio Card"(30-34€/dzień) to właśnie Hochzeiger. Jest on położony niżej w dolinie, około 30km od Imst i jest raczej nieduży (5 kanap i 1 orczyk powyżej dojazdowej gondolki). Za to rozciąga się wśród dość urozmaiconego terenu, od łatwodostępnych, rozłożystych pól śnieżnych po stopniowo co raz bardziej zalesionych i stromych zboczy. Wisienką na torcie są prawie pionowe ściany leśne (las niestety dość gęsty) możliwe do zjazdu prawdopodobnie tylko po obfitych opadach śniegu mokrego na tyle, by oblepił tak strome powierzchnie (a właśnie taki nam spadał;). Ten kawałek Pitztal uważam za dość bezpieczny lawinowo, głównie ze względu na las porastający bardziej strome stoki. Nie spotkałem też większych "niespodzianek" w postaci skalnych urwisk czy klifów stanowiących jakieś niebezpieczne pułapki.   


Zdjęć z wyjazdu brak, bo szkoda nam było każdej chwili czasu na szamotanie się z aparatem.
NO TIME FOR ANYTHING ON POWDER DAY!:) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz