wtorek, 29 marca 2011

Pragelato / Sestriere via Fundacja Anny Pasek

marzec, anno domini 2011

Muuuu..!

...czyli Via Lattea - Mleczna Droga i słoneczny freeride w górach Piemontu. Piszę te kilka zdań, ze szczerą nadzieją, że powrócę tam w 2012!
Wraz z grupą szkoleniową pod patronatem Fundacji im. Anny Pasek zakosztowałem rozkoszy słonecznych włoskich Alp Kotyjskich, terenów rozgrywanej w 2006 roku Olimpiady w Turynie, pięknego kawałka narciarskiego raju!



Julcia lat 1,5!
- Cześć Hubert, jak pakowanie?! 
- Cześć! ...jestem przerażony!
- Ilością rzeczy? Nie zmieścimy się? To co robimy?
- NIE WIEM!

W istocie w tej sytuacji Hubert, a tym samym my wszyscy nie staliśmy przed łatwym zadaniem. Mój nieodzowny 120-sto litrowy tobołek i dwie pary przewymiarowanych, budzących ludzką grozę nart, to nic w porównaniu z pinklami koniecznymi do zabrania dla półtorarocznej młodej damy jaka miała zaszczycić nas swoim towarzystwem podczas tego wyjazdu.
O damie i zaszczycie nie mówię bynajmniej z przekąsem, bo Julcia to wyjątkowa dziewczyna! Jej pogodny, inteligentny i prawie nie znikający z twarzy uśmiech w żaden sposób nie idzie w parze z niemowlęcym wiekiem. Uśmiech za milion dolarów!

Jakoś tam, takoś tam... dojechaliśmy!
No i znów udało się upchnąć cały ten kram. Z pomocą przyszły nam jeszcze 2 busiki w tym jeden transportowy wydłużany WVCaravelle, który ku naszemu zaskoczeniu pomieściłby jeszcze drugie tyle.  Ruszyliśmy i w mig (24h+) pokonaliśmy prawie 1700km i docierając do Pragelato styrani, nieprzytomni (no i obawiam się, że też pijani) jak sowieccy żołnierze po klęsce Pawłowa. 

Rekonesans
Miejscówka wielkością nie ustępuje Les Sybelles (400km tras), mam jednak wrażenie, że gwarantuje większe zróżnicowane terenu, wystaw, deniwelacji, nie brakuje ekstremalnych ścian jak z filmów z alaski (700m deniwelacji, bite 50-60 stopni nachylenia), otwartych przestrzeni, krippensteinowych jarów (900 m deniwelacji o idealnych odstępach między drzewami), grzybów, chopek, dropów...no chyba nic nie potrafię wymyślić czego tam nie było. Generalnie wszystkie najfajniejsze dokonania z tego sezonu udało mi się tam powtórzyć a potem podnieść poprzeczkę wysoko w górę. 

Jeździłem w większości po nietkniętym wiosennym, idealnym firnie lub przejeżdżonym ale zmiękczonym słońcem kopniaku. Nawet ponad tydzień po opadzie strome zacienione ściany zapewniały sypki i głęboki śnieg. Nie brakowało szklanych i twardych miejsc to zawsze dało się znaleźć doskonałe warunki w zależności od wystawy i pory dnia. W niezwykle profesjonalny sposób pokazał mi te wszystkie miejsca oraz wiedzę o nich Michi - spotkany poza trasą jako jeden z nielicznych,  freerider starszego pokolenia. Michi ma w sobie tą unikalną cechę, która mogłaby zdyskryminować go w gronie "Poza Czasem" - jeździ szybko, bez zbędnych przerw i ociągania się. Pochodzi z Turynu, w Sestriere jeździ od dziecka co widać i jak twierdzi "good on is better then bad off" (on/off piste). Dzięki niemu nauczyłem się więcej niż na niejednym dobrym kursie, opowiedział mi o śniegu i firnie i różnych warunkach jakie panują  tu w ciągu roku i o sposobie, miejscach i porach w jaki jeździ się tu poza trasą tak, by nie psuć innym warunków na następny dzień!

Ośrodek w głównej części zlokalizowany po stronie włoskiej ale skipas pozwala przejechać do Francji gdzie podobno też jest grubo ale przez tydzień nie zdążyłem tego sprawdzić. Wyciągi działają częściowo rotacyjnie (dany rejon dostępny jest co drugi dzień) co na początku było dziwne ale potem bardzo to polubiłem. 
Dobrze jechać tam jeśli jest co najmniej 60cm w dolinie 180 na górze. 

Ze względu na olimpijskie "przewymiarowanie" większość kwater w Pragelato stoi pusta i ceny 75metrowego apartamentu na 4-5 osób to 500€ na tydzień, ale najleopsze na koniec:) 
  
Wyjazd szkoleniowo narciarski zorganizowany przez Fundację Anny Pasek mającą swoją bazę w starej (nieolompijskiej) części Pragelato. Miejscówka jest dostępna w zamian za symboliczny datek na fundację i opłaty za wodę i gaz, trzeba tylko wstrzelić się w wolny termin .



Albone "...best freerider I ever met!";)





Zajęcia poza "poza trasą":)
Opisanie tego tematu, wymagało by osobnego posta...jak nie osobnego bloga. Ekipa z którą miałem zaszczyt spędzić ten tydzień daleka jest od standardowych ram zachowań i zainteresowań. W skrócie - ludzie, którzy nie boją się wspinać w lodzie po ciemku, drytoolować po pijaku po balkonach i sufitach, czy uprowadzić ratanowy fotel z Monte Carlo - o tak na pamiątkę wypadu. Wszyscy razem jak również każdy z osobna to wyjątkowo miłe i ciekawe towarzystwo.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz