niedziela, 29 sierpnia 2010

Wełtawa - RAFTING!

sierpień, anno domini 201o
Spłynięcie Wełtawy pontonem, to nic szczególnego
No chyba, że chodzi o jeden szczególny odcinek położony pomiędzy dwoma wielkimi zbiornikami Lipno I i II, no i że jest to jeden z tylko dwóch w roku weekendów, gdy woda ze zbiornika górnego spuszczana jest do tego leżącego niżej. Zazwyczaj spokojna i płynąca leniwym nurtem rzeczka, zamienia się wtedy w ryczącą i spienioną kipiel, która porywa wszystko co napotka na swojej drodze. Smaczku całej sytuacji dodaje fakt, że podobnie jak osiem z dziewięciu siedzących w pontonie osób robiłem to po raz pierwszy:)


Kajakowe święto Czech
Ilość sprzętu pływającego, który gromadzi się na brzegach Wełtawy w ostatni weekend sierpnia jest nie do policzenia. Obwieszone niezliczoną ilością pływającego sprzętu  samochody, o rejestracjach z całej Europy, kursują nieprzerwanie wzdłuż brzegu gdyż większość rafterów stosuje kombinowaną technikę rodwózkowo-autostopową. 
Gdybym na dachu małej osobówki zobaczył np. pięć rowerów, to nie zdziwiłby mnie ten widok, jednak opel corsa przytłoczony dziesięcioosobowym gumowym pontonem zamontowanym na bagażniku dźwigającym już kilka solidnych górskich kajaków był widokiem zaskakującym.
Strona zawodów


Góra
Nasza logistyka opiera się na schemacie rozwózkowym, w dwa auta wywozimy sprzęt i ludzi, potem jedno auto zostaje na dole i tak spowrotem. Plusem jest samodzielność, minusem długi czas czekania. Zmarznięci z radością wchodzimy do wody, która wydaje się być cieplejsza - jest nagrzana i odstana po słonecznym lecie. Pierwsze zejście na wodę ma miejsce w dolnej części rzeki. Jest trochę nauki, płynięcie wśród małych falek, jakiś prożek, trochę spienionej wody, niemiarowe wiosłowanie... Ale ogólnie przeważa lekka dezorientacja i uczucie, że albo to strasznie nudne, albo to nam jakoś wyjątkowo nie idzie. Nieopatrzenie sternik Prymus zdradza tajemnicę górnego odcinka, jest to gruby kawałek prawdziwego "white water", zdecydowanie nie dla początkujących...więcej nie musiał nas namawiać:) 


Dół..przez duuuże de!:)

Drugiego dnia startujemy z górnej części. Po niemrawym wiosłowaniu z poprzedniego dnia nie ma dziś śladu. Kipiący nurt daje takiego kopa, że wszyscy pełną parą wywijają wiosłami, trwa wymagająca walka ze spienionym nurtem. Początkowo brak uczucia niebezpieczeństwa i prawdziwej adrenaliny, bo ponton sprawia mylne wrażenie bezpiecznego i odpornego na wszystko schronienia. Później jednak robi się niesamowicie. Płyniemy, przez mocno falującą "Papiernię", niżej na stopniu wodnym wpływamy w jaz o szerokości odpowiadającej dość ściśle naszemu pontonowi. Jaz kumuluje w swym wąskim gardle dużą część nurtu, a kilkumetrowy spadek powoduje, że na dole czeka na nas ryczące wściekle, białe piekło. Wiosła idą w górę żeby wcisnąć się w betonowe koryto. Na moment ponton unosi się w powietrze, po czym spada wprost w objęcia potężnej, rwącej kipieli, która porywa go w kierunku nurtu odbijając od rozbryzgujących wodę skał. 





Woda zalewa twarz zasłaniając oczy i wlewając się do ust utrudnia oddychanie, sternik wykrzykuje komendy ale w ferworze walki nikt ich nie słyszy, tylko instynkt kieruje załogą. Najgroźniejsza chwila mija w ciszy, moment później wszyscy krzyczą triumfalnie jednym głosem, bo jakimś cudem pokonaliśmy wszystkie najtrudniejsze elementy - Krwawą Rękę (Krvava Ruka), jaz i Czarcie Schody.


Pierwszy spływ kończymy w komplecie, nikt nie wypadł i nie ma rannych więc dopiero za drugim razem Krvava Ruka zbiera ofiarę - Olga rozpruwa sobie kostki ręki przyciśniętej pontonem do skały. W niepełnym składzie prowadzimy nierówną walkę i Wełtawa wygrywa ją wywracając nas na schodach. Pierwszego za burtę katapultuje sternika, potem reszta wypada z pontony jeden po drugim. Z dwoma pozostałymi na pokładzie niedobitkami z trudem dobijamy jakoś do brzegu, nikomu nic się nie stało ale wszyscy mocno czujemy przebyte przygody. Trochę bezwładnie odbijając się od skał ale już bezpiecznie zwozimy się na koniec odcinka i powoli wracamy do domu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz