poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Lodowa Kopa (Malý Ľadový štít 2602 m)

Śmigus-dyngus 09.04, anno domini 2012 
Lodowa Kopa - Malý Ľadový štít (2602 m)
Czyli ski-alpinizm, z lekką przewagą alpinizmu. Do profesjonalnej dokumentacji zjazdu odsyłam na strony summit.org, a tutaj jak zawsze mniej "techniczny" opis kolejnego sposobu na spalenie świątecznych kalorii;-) 


Zdjęcia częściowo pan (J)Ancio, smakołyki i świąteczne wypieki pałaszowane w Chacie Zamkovskiego - nasze szanowne mamy, tudzież inne niemniej szanowne damy.

Kwiecień plecień...
W leniwą, świąteczną niedzielę, przeplatana pogoda zaskoczyła nas wyjątkowo ponurą, raczej grudniową aurą. Kolejny raz "tym razem już na pewno ostatni" śnieg z zeszłego tygodnia okazał się być przedostatnim. Ale prognoza na Lany Poniedziałek była bardzo obiecująca, więc dzięki kolejnej inicjatywie Jancia-Ancia, wieczorową porą wyładowujemy nasze narciarskie tobołki w Starym Smokowcu. Owiewani zimnym wiatrem spoglądamy bez większego entuzjazmu na spowite szarzyzną góry i powoli ruszamy w drogę w towarzystwie zapadającego zmroku i wzmagającej się zawieruchy. O dotarciu do Terinki nie może być mowy w takich warunkach, dlatego wśród wietrznych i śnieżnych ciemności z nadzieją wypatrujemy świateł Chaty Zamkovskiego. Spokojne i wcale nieprzeludnione schronisko gości nas przytulnie, stając się jednocześnie poligonem słodkich smakołyków wielkanocnego stołu, którego "okruchy" udało się zmieścić do plecaków. Śpimy na pustym poddaszu, spokojnie i długo a poranek przynosi miłą, słoneczną niespodziankę.     



ja już wiem dla kogo to serce...;-)






Warunki śniegowe
Bardzo urozmaicone - kilkucentymetrowy wietrzny opad odłożył się głównie we wklęsłych formacjach, za to pod spodem beton. Z niepokojem zakładam ślad w głębokim, kopnym śniegu wypełniającym żleb do Lodowej Przełęczy (Sedielko). W końcu uciekamy na jedną z jego wywianych ścian, którą zdobywamy przełęcz na piechotę. Tu znowu niespodzianka, bo południowo-zachodnie zbocze opadające do Zadniej Jaworowej jest wywiane i usiane skałami. W górę trochę lepiej, widać wysypane fragmenty żlebów oddzielonych od siebie skalistymi grzędami. Ale śnieg jest świeży i ma konsystencję mokrej piany, jedynie maskuje sterczące spod spodu skały. Spindramy się w górę lub trawersujemy lekko w kierunku Lodowego, szukając jakiejś linii zjazdu, ale wygląda na to, że bez obnoski się nie obejdzie. 


Pik i "zjazd"
Na szycie płaska przestronna platforma gdzie wygodnie wdziewamy rynsztunek zjazdowy. 2602 m n.p.m...blisko do nieba;-) 

Pierwszy rusza Jancio i coś tam krzyczy z dołu, chyba że OK, ale ja jakoś nie w pełni podzielam jego zdanie. "Opuszczenie szczytu" - bo tak należałoby to nazwać w moim przypadku, aby nie przynosić wstydu dyscyplinie narciarstwa - na długim odcinku wykonuję techniką "szkoda gadać". Zsuwam się zablokowany, mam ciągłe uczucie, że buty jakoś źle trzymają, albo może nogi...w każdym razie coś jest nie tak. Linia zjazdu odbija w prawo krótkim, poziomym trawersem pozwalającym ominąć skały. Chwilę później z przygodami przecinamy w poprzek skalną grzędę aby dostać się do sąsiedniego żlebu. Widząc jak Jancio zakotwiczony czekanem przebiera ujeżdżającymi na lodzie nogami, ja zakładam raki i skrobię się kilkanaście metrów (niebieska przerywana linia na zdjęciu) do miejsca ponownego wpięcia nart. Stamtąd szerokim nawianym na ścianie żlebu  polem śnieżnym zjeżdżamy bezpiecznie w dół. Na plato ponad Żabim Jaworowym Stawem zjazd urozmaicony zostaje spektakularnym, pamiątkowym kleksem...to na szczęście jest już ostatnia przygoda tego dnia. 


Subiektywnie patrząc z punktu widzenia nieszczęśnika z wolną piętą, to był to zjazd technicznie prosty, ale w warunkach które osobiście uważam za dalekie od bezpiecznych. Niemniej jednak znowu się udało;-)
         










ski<alpinizm;-)

Miejsce w sam raz na kleksa;-)
Zjazd Doliną Jaworową 
To długa i urozmaicona wycieczka z kilkoma krótkimi odcinkami człapania jodełką i kluczenia po lesie, za to z przepięknymi widokami na potężne ściany Grani Jaworowej, Sobkowej, Kapałkowej i piramidkowe stożki Bielskich Tatr.




Zjazd z Lodowego


















Poniedziałek rano...aha, to przecież już wtorek!;-)
Widok z mojego ulubionego miejsca na Podhalu...szkoda zostawiać go za sobą...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz