czerwiec - lipiec, anno domini 2012
Bo wiosna, bo lato, bo dzień dłuższy, bo nie ma już nart, bo będzie więcej czasu... Miały być autostrady... A wyszło jak zawsze - w galopie między weekendami czasu starcza ledwo żeby ogarnąć to, co niezbędne. Przepakować pękate torby z rzeczami do tego, śmego i owego i jeszcze czegoś tam innego (bo zawsze może nie być pogody na całą resztę;-). No i uciec w barwną przestrzeń weekendowej wolności wyrwanej spomiędzy nudy szarych, miejskich tygodni... Tym razem udało się uciec na trochę dłużej!